Magazyn Zmiany, listopad/06
O przyszłości polskiego hutnictwa i powodach, dla których stoi dziś ono na skraju przepaści, rozmawiamy ze Stefanem Dzienniakiem, prezesem Hutniczej Izby Przemysłowo-Handlowej w Katowicach.
“Polska stal się zwija”, “To koniec polskiego hutnictwa” – co chwilę w mediach można się natknąć na takie tytuły. Ile w tym prawdy?
To są fakty, trudno z nimi dyskutować, chociaż znam takich, którzy dyskutują. Decyzje dotyczące Krakowa, podjęte przez największą korporację światową, która ma też aktywa w Polsce, są jednoznaczne – po 70 latach od budowy zamknięto wielkie piece i stalownie i tym samym skończyła się metalurgia w Krakowie.
Rok temu piec został zgaszony, ale był trzymany w tzw. gotowości gorącej – wciąż była możliwość szybkiego uruchomienia, bo wszystkie urządzenia były pod prądem. Po 12 miesiącach jednak wielki piec – ostatni w Krakowie – zamknięto. Wcześniej, w kryzysie w 2008/2009 roku została czasowo – choć jak się później okazało – też na zawsze – zamknięta krakowska trójka, czyli jeden z dwóch działających wtedy pieców w stolicy Małopolski.
Aby prześledzić historię, musimy cofnąć się do roku 2004 roku – wtedy sytuacja w hutnictwie się ustabilizowała. Był ustalony poziom zdolności produkcyjnej na 12 mln 600, działały cztery wielkie piece, dwie stalownie zintegrowane i siedem stalowni elektrycznych – i tak było przez całe lata. Kryzys w latach 2008/2009 spowodował, że bardzo gwałtowanie musieliśmy hamować. Hutnictwo było jednym z największych “beneficjantów” krachu. I trzeba powiedzieć, że to nie był problem samego hutnictwa, ale naszych klientów, którzy nie mieli za co kupować produktów. Na szczęście ten kryzys finansowy nie trwał długo, bo już wiosną następnego roku przywróciliśmy wielki piec w Dąbrowie Górniczej.
Wydawało się, że będzie OK.
I w pewnym sensie było, bo się rynek odbijał, ale piec nie ruszył, bo w Polsce w roku 2010 roku zaczęło się na sporą skalę zjawisko szarej strefy handlu stalą. Przez trzy lata zajmowała się tym komisja sejmowa, zakończyły się przesłuchania, był raport, ale nie słyszałem, by znaleziono mafię, której komisja cały czas szukała. Potężna szara strefa powodowała, że mieliśmy duże problemy z utrzymaniem się na rynku – stąd brak decyzji o przywróceniu piecu w Krakowie.
Szara strefa generowała aż takie straty dla branży?
To szło w miliardy, tak ogromna była skala. Nie byliśmy w stanie być konkurencyjni, przestępcy sprzedawali pod bramą huty nasz produkt taniej o 10 proc. niż my. Przegrywaliśmy, zmniejszała się produkcja. Proceder najbardziej dotknął asortyment, który jest wykorzystywany w budownictwie. Tam wszystko znika z powierzchni, trudno znaleźć dowody. Choć później mafia się rozzuchwaliła i sięgała po kolejne produkty – dorabiali się na wyrobach kształtownikach, na blachach. Ponad 1,5 roku przekonywaliśmy władze państwowe, żeby się tym zajęły. Jak już się uporaliśmy z szarą strefą – a było trudno, bo branża ledwo się podniosła – w 2014 rok całkiem nieźle zaczęło się w hutnictwie dziać, rozpoczęły się nawet nowe inwestycje, rosło zużycie wyrobów stalowych.
Ile trwały te dobre czasy?
W roku 2017 prezydentem USA został Donald Trump, który w marcu 2018 wprowadził cło na stal i aluminium. Wtedy znacząco spadł eksport producentów z całego świata do Stanów Zjednoczonych. To, co nie wjeżdżało do USA, wjeżdżało do UE. Od tego momentu całe europejskie hutnictwo, a polskie szczególnie – ma problemy.
UE zgodziła się na bezcłowy import do takiego poziomu, jaki był na koniec 2017 roku, z takim zastrzeżeniem, że każdego roku kontyngent bezcłowy będzie rósł. Mieliśmy wtedy wiele wątpliwości, pytaliśmy, co będzie, jeżeli przyjedzie kryzys – czy wtedy też wzrośnie kontyngent? Odpowiedzieli, że tak, bo takie są reguły.
No i przyszła pandemia, a my musieliśmy zwiększyć kontyngent dla tych, którzy przywożą stal do Europy. W efekcie jest tak, że Europa fatalnie przechodzi ten rok, a spadek zużycia wyrobów stalowych kształtuje się na poziomie około 25 proc; w Polsce wynosi około 10 proc. w stosunku do 2019 – a trzeba powiedzieć, że już 2019 był słabym rokiem, więc realnie tracimy więcej.
Powiedział Pan, że polskie hutnictwo miało szczególnie pod górę. Dlaczego?
Bo zakończyły się negocjacje w Unii Europejskiej dyrektywy dotyczącej ETS -Europejskiego Systemu Handlu Uprawnieniami do Emisji CO2. Pomimo tego, że był początek roku 2018, już po kilku miesiącach rynek zdyskontował przepisy, które mają wejść w życie dopiero trzy lata później – w 2021 roku. Cena uprawnień do emisji CO2 skoczyła z 5-6 Euro za tonę do 25-30 Euro za tonę. Polska energetyka, jak 10 biedniejszych krajów, które dołączyły później, dostała w obecnym okresie rozliczeniowym ETS warunkowo darmowe uprawienia do emisji CO2, które częściowo pokrywały jej emisje – by modernizować swoją energetykę przez siedem lat. Właśnie przychodzi czas rozliczenia się z tego – jestem ciekaw, jak będzie wyglądał raport za te ostatnie lata. Teraz energetyka polska nie ma już darmowych uprawnień i musi je kupować. A że udział nawęglonej energii wynosi w miksie energetycznym około 80 proc., to nagle ogromnie wzrosły koszty i tania energia z węgla brunatnego – z elektrowni w Bełchatowie – zrobiła się droga. Oczywiście energetyka przerzuciła to na swoich klientów.
W efekcie hutnictwo jako najbardziej energochłonne – nie tylko w Polsce, to wynika ze specyfiki branży, odczuło to bardzo boleśnie pogorszeniem konkurencyjności. To był drugi czynnik, który przyczynił się do złej sytuacji w branży.
Od lat – jako Izba – pokazujemy dobre rozwiązania, dostarczamy danych, wywalczyliśmy obniżenie akcyzy, opłat kogeneracyjnych, a w tamtym roku udało się osiągnąć ogromny sukces – przekonaliśmy ustawodawcę w Polsce, że należy przyznać branży rekompensatę kosztów pośrednich w wysokości 25 proc. poniesionych kosztów – za CO2 w energii. To trochę pomogło, ale mimo wszystko ciągle ta różnica między ceną energii elektrycznej w Polsce a w Niemczech i innymi sąsiadami wynosi około 100 zł za MWh – to pokazuje, ile więcej trzeba zapłacić za produkcję takiej samej tony wyrobu stalowego u nas i u sąsiadów.
Rachunek ekonomiczny jest prosty.
Właśnie. Nikt nie będzie do tego dokładać, pracuje się po to, by mieć zwrot z kapitału. Wyniki za rok 2019 nie były dobre, bośmy pracowali ze stratą – były lepsze i gorsze zakłady, ale jako branża odnotowaliśmy stratę. Rok 2020 będzie jeszcze gorszy.
Jakie są dziś perspektywy dla branży?
Nadzieja umiera ostatnia pomimo, że właśnie pękają najsłabsze ogniwa – w Krakowie, Częstochowie, Chorzowie, Rudzie Śląskiej. Dramat! Problemem, nie jedynym oczywiście, ale najbardziej zauważalnym, są koszty energii. W Polsce mamy dwie technologie do produkcji stali. Pierwsza to technologia zintegrowana stosowana w Krakowie i Dąbrowie Górniczej – od rudy żelaza, koksu do wyrobu gotowego. Druga oparta jest o stalownie elektryczne, gdzie rozpoczyna się cały proces. Jest on krótszy, ale w niej drugim co do wielkości kosztem dla huty jest energia elektryczna. W procesach zintegrowanych inaczej się rozkłada lista kosztów – paliwa zużywa się więcej, ale ilość energii elektrycznej na tonę wyrobu stalowego jest mniejsza.
Przyszłość siedmiu stalowni elektrycznych zależy od tego, co polski rząd zrobi z energii elektryczną. Widzimy pewne światełko, z każdym rokiem energii produkowanej z węgla będzie mniej i miks energetyczny będzie się zmieniał. Warunek – trzeba przetrwać najbliższe 10 lat.
Warto wiedzieć, że polskie hutnictwo – w sensie zaawansowania technologicznego – jest na bardzo wysokim poziomie. Branża wydała ogromne pieniądze od wejścia do UE – około 14 mld zł na modernizację i budowę nowych instalacji. Z funduszy unijnych nie mogliśmy korzystać, bo branża nie była już uprawniona do sięgania po te pieniądze, więc to były kapitały własne.
Warto tu przytoczyć trochę przykładów – przez te lata huta w Dąbrowie Górniczej, jedna z większych tego typu w UE, wybudowała nowy SOS 3, instalacje do odsiarczania surówki, wdmuchiwania pyłu węglowego do wielkiego pieca, odpylania stalowni. Dziś, jako jeden z trzech krajów na świecie, walcuje szynę o długości 120 metrów. To dzisiaj sztandarowy produkt polskiego hutnictwa – jedyny chyba, na który zamówienia trzeba składać z dużym wyprzedzeniem . W Sosnowcu nastąpiła radykalna przebudowa walcowni walcówki-wydłużono linie walcowniczą, zwiększając możliwości produkcyjne. W Siemianowicach Śląskich zbudowano nową linię powlekania organicznego, zmodernizowano linię ocynkowania ogniowego. W Krakowie zbudowano największą i najnowocześniejszą walcownię gorącą o zdolności 4 mln ton na rok, zmodernizowano walcownie zimą, wybudowano nową linię powlekania cynkowego, nową linię powlekania organicznego, zmodernizowano część chemiczną koksowni, zmodernizowano elektrociepłownię. W Zawierciu wybudowano nowy piec elektryczny – to jeden z najnowocześniejszych pieców na świecie, nowy COS, zmodernizowano walcownię. W Ostrowcu przebudowano stalownię i zainwestowano w nową walcownię wyrobów długich, podobnie jak w Warszawie. W Gliwicach – modernizacja stalowni , na walcowni zainstalowano nowoczesny piec grzewczy. W Hucie Łabędy wybudowano dwa nowe wydziały-wydział profili zimnogiętych i wydział rur wzdłużnie spawanych. Reasumując – poczyniono na prawdę ogromne inwestycje i dziś – jeżeli chodzi o poziom techniczny i technologiczny, nie mamy się czego wstydzić. Po raz pierwszy w historii nie mamy żadnych opóźnień – stosujemy u nas te same technologie, które ma Europa.
Jakie jutro czeka branżę?
Wszędzie – także w hutnictwie – zmierzamy do zeroemisyjnych technologii. W tych procesach, które dzisiaj mamy, osiągnęliśmy wszystko, co można, więcej się z nich już nie da wycisnąć. Dlatego trzeba poszukać innego paliwa dla procesów zintegrowanych, paliwa, które nie będzie emitowało CO2. Taki jest na przykład wodór – to kwestia kilkunastu lat.
I znów ogromne koszty.
Oczywiście, dlatego zrobią to ci, których będzie stać i ci, którzy nad tym teraz pracują. Podsumowując – krytycznie oceniam przyszłość technologii zintegrowanych w Polsce. Będziemy pracować, dopóki zmieścimy się w koszcie – nie wiem, czy to będzie 8 czy 10 lat, z dużą dozą prawdopodobieństwa nie wyjdziemy poza 30.
Zostaje druga technologia – oparta o stalownie elektryczne. Tu tylko jeden czynnik determinuje powodzenie – koszt energii elektrycznej. Jeżeli w najbliższym czasie będziemy potrafili produkować energię w takiej cenie jak Niemcy, to nasze stalowanie mają szansę. Jeżeli nie – to i tutaj perspektywa nie jest najlepsza. W tym przypadku mamy oczywiście więcej nadziei, bo UE pomaga. Unia wymaga, byśmy budowali interkonektory i łączyli systemy energetyczne w ramach UE, by był wspólny system energetyczny. Są ustalenia, które trzeba będzie zrealizować. Jeżeli nie wyjdziemy z Unii.
W historii Polski nie było nigdy tak dobrych lat, jak mamy ostatnio – gdyby Polacy trochę lepiej znali swoją historię, nie byliby tak sceptyczni wobec trzech ostatnich dekad – to nasz najlepszy czas, to nie podlega żadnej dyskusji.
Jeszcze jedna ważna rzecz – w Polsce wciąż prężnie działają Instytut Metalurgii Żelaza i Instytut Metali Nieżelaznych – ciągle mamy tam sporą wiedzę, są autorzy technologii, patentów, którzy pracują nad hutnictwem XXI wieku. Poza tym na trzech wyższych uczelniach – AGH, Politechnice Śląskiej i Politechnice Częstochowskiej – są wydziały, które na wysokim poziomie kształcą inżynierów. To też niezwykle ważne, bo hutnictwo ciągle ma w Polsce zaplecze naukowo-techniczne, które kształci przyszłą kadrę. Jest więc jeszcze czas na powstrzymanie tych niekorzystnych trendów.
A na sam koniec zadam pytanie retoryczne: czy można zbudować silną gospodarkę tak dużego państwa jak Polska, bez stabilnego przemysłu stalowego?