Łańcuch jest tak mocny, jak jego najsłabsze ogniwo
William James
Równać w górę!
Czasem, w określonych okolicznościach, by nie dać się zdominować, warto poświęcić część suwerenności na rzecz skonfederowania się z podmiotem będącym w podobnej sytuacji i mającym podobne cele. Doskonale to rozumieją członkowie Ogólnokrajowego Zrzeszenia Związków Zawodowych Pracowników Ruchu Ciągłego, bo przecież zorganizowali się po to, by stanowić siłę w zdominowanym przez neoliberałów świecie. Warto wiedzieć, że odea federacji sięga daleko w przeszłość.
Federacja, czyli sprzymierzenie (z łaciny) to nie wymysł XX, czy XXI wieku. Już w czasach antycznej Grecji można mówić o pewnej formie federacji w odniesieniu do Polis – miast powiązanych z Macedonią.
Od Schwyz do Szwajcarii
Jedną z najstarszych federacji, a jak się za chwilę przekonamy, dość solidną jest Szwajcaria. W 1291 r. – gdy Polska zmagała się z rozbiciem dzielnicowym, zakończyły się krucjaty, a Bratysława zyskała prawa miejskie – trzy kantony: Schwyz, Uri i Unterwalden sygnowały akt utworzenia związku wieczystego. Głównym celem konfederacji była chęć uwolnienia się spod wpływu Habsburgów. Przez wieki związek ten umacniał swoje wpływy, bogacił się i w konsekwencji stworzył jedną ze stabilniejszych demokracji w świecie.
Dziś Szwajcaria ma najlepszy wskaźnik wolności gospodarczej spośród wszystkich państw Europejskich. Jej kantony mają na tyle szeroką autonomię, że Szwajcaria nadal formalnie nie posiada stolicy. Mimo to jest silnym partnerem dla takich podmiotów jak Unia Europejska, z którą związana jest bardzo luźno, wybierając z propozycji wspólnotowych jedynie te obszary, które mogą służyć poprawie jakości życia jej obywateli. A Szwajcarzy jasno i stanowczo wypowiedzieli się na temat tego, co sądzą o Unii Europejskiej – w referendum kategorycznie (77% głosów przeciw) odrzucili propozycję rozpoczęcia negocjacji o akcesji.
Wyrównywanie szans europejskim standardem
Bliższą naszemu ciału jest inna struktura odwołująca się do idei federacji. Jest nią Unia Europejska, która powstała w 1993 r. jako efekt wieloletniego procesu integracji politycznej, gospodarczej i społecznej. Wywodzi się wprost z Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, a jednym z jej głównych celów, obok zacieśniania współpracy gospodarczej i likwidowania barier w obrocie handlowym, jest wyrównanie rozwoju gospodarczego regionów oraz polepszenie standardów życia.
Czemu i komu to służy? Możemy oczywiście przyjąć z góry założenie, że bankom i instytucjom finansowym. Ale czy na pewno tylko? A może warto sięgać po rozwiązania, które wypracowano wcześniej w innych krajach i przedsiębiorstwach mających tam siedzibę? Na tym polega przecież idea integracji – po to się jednoczymy, by czerpać wzorce i podnosić własne standardy. W przeciwnym wypadku cała idea traci sens.
Jednak by móc korzystać ze wszystkich przywilejów obywateli Unii Europejskiej, należy poznać swoje prawa i wymuszać ich respektowanie. Tu duże pole do działania dla związków zawodowych. I znów, w pojedynkę trudniej wymusić stosowanie pewnych standardów. Łatwiej, gdy się zrzeszymy i powierzymy reprezentację w pewnych obszarach osobom, które wezmą na siebie ciężar reprezentacji. A jest o co walczyć. Warto pochylić się np. nad Europejską Kartą Socjalną, czyli międzynarodową konwencją Rady Europy, która ma za zadanie chronić podstawowe prawa społeczne i ekonomiczne obywateli państw sygnatariuszy.
Europejska Karta Socjalna zabezpiecza dziewiętnaście podstawowych praw m.in. prawo do pracy, godnych warunków pracy, bezpieczeństwa i higieny pracy, godnego wynagrodzenia, organizowania się, poradnictwa zawodowego, bezpieczeństwa socjalnego, pomocy socjalnej i medycznej czy korzystania z pomocy opieki społecznej. Jak wyglądają te obszary w naszym kraju, związkowcy wiedzą najlepiej. Niestety dla rządu ważniejsza jest dziś debata na temat przyjęcia euro czy głosowanie na temat paktu fiskalnego. Czy to rzeczywiście uzdrowi gospodarkę i podniesie standard życia obywateli?
Równajmy w górę
Zawsze, gdy mamy do czynienia z jakąś formą federacji, pojawia się wynikająca z wygodnictwa postawa, by porównywać się do ogółu, a czasem do najsłabszych. „Bo przecież inni mają jeszcze gorzej, nie jest tak źle jak u naszych południowo-wschodnich sąsiadów…” itd. Do tego dołożyć trzeba postawę zwaną „polityką sukcesu”, co charakteryzuje się tym, że wybieramy pewne obszary naszej działalności, np. jeden wskaźnik – walka z paleniem, i otrąbiamy sukces, że Komisja Europejska chwali nas za podjęte w tym obszarze inicjatywy. Czy jest to sukces? Niewątpliwie tak. W jednym dość specyficznym obszarze. Jak to się przekłada na życie ogółu? A no nijak. Lepiej, gdyby Komisja Europejska chwaliła nas za zmiany standardów w dziedzinach mających bezpośrednie przełożenie na poprawę warunków życia i zarobki. Tu niestety statystyki nie wyglądają różowo, więc nikt ich nie pokazuje.
Ale by móc wprowadzać w życie zasadę równania w górę na arenie międzynarodowej, warto zastosować ją w naszym najbliższym środowisku. Doskonale w tę ideę wpisuje się nasz kraj, przedstawiając w międzynarodowej propagandzie Polskę jako jeden z biedniejszych regionów w Europie, co zdaniem rządzących, powinno przekładać się bezpośrednio na pomoc strukturalną. Następnie, już w kraju, ogłaszane są programy wsparcia dla obszarów najbardziej zaniedbanych. Czemu nie przełożyć tej zasady na nasze podwórko? Skoro rząd korzysta z tych mechanizmów na co dzień, powinien wspierać podobne oddolne inicjatywy.
Dlatego, bazując na powyższej logice, związki zawodowe pracowników ruchu ciągłego z przedsiębiorstw Wielkiej Syntezy Chemicznej, które znalazły się w Grupie Azoty, przyjęły wspólną strategię i nazwały ją „Równać w górę”. Jak już wielokrotnie opisywałem to na łamach ZMIAN, Zakłady Azotowe w Tarnowie-Mościcach stały się w ostatnim czasie właścicielem kolejnej spółki chemicznej – Zakładów Azotowych „Puławy”. Dziś do Grupy Azoty, której liderem jest tarnowska spółka, należą, poza Puławami, m.in. Zakłady Chemiczne w Policach i Zakłady Azotowe Kędzierzyn. Każda z tych spółek ma własną specyfikę i każda, z powodu najczęściej historycznych zaszłości, ma przyjęte różne rozwiązania w takich obszarach jak: wysokość płac, odpisy na fundusz socjalny czy organizacja pracy. Niestety pracodawcy już zaczynają wykorzystywać te rozbieżności w myśl zasady „równać w dół”. Gdy ZZPRC z puławskich „Azotów” wystąpił do zarządu z pismem dotyczącym podwyżek płac, w odpowiedzi usłyszał, że przecież pracownicy zakładu w Tarnowie-Mościcach zarabiają mniej, więc nie ma mowy o podwyżkach. Jednak już nie zająknięto się, że w należącym do tej samej grupy Kędzierzynie, średnia płaca jest wyższa niż w Puławach. Klasyczne równanie nie do silniejszego, a do słabszego. Zatem jeśli zostaną już wypracowane narzędzia do realizacji przyjętej strategii (prace nad formułą trwają), wszyscy pracownicy nowo powstałej grupy otrzymają wsparcie. Dlatego warto współdziałać i wspólnie forsować te rozwiązania, które udało się wypracować kolegom w innych miejscach kraju.
Wojciech A. Pokora