Magazyn Zmiany, październik/07
Najbardziej boimy się, że działań zmierzających do powstania NABE nikt nie będzie kontynuował. A klamka zapadła – jako kraj zgodziliśmy się, by implementować unijne dyrektywy, które zmuszają nas do transformacji energetycznej. Niezależnie od tego, kto będzie rządził, nie ma od tego odwrotu – ta koncepcja od samego początku wydawała się jasna – mówi w wywiadzie dla magazynu Zmiany przewodniczący OZZZPRC Krzysztof Kisielewski.
Co dalej z NABE i transformacją energetyczną Polski?
Bez ustawy finansowej NABE nie powstanie – to jasne. Pierwsza ustawa o osłonach socjalnych, która została skutecznie przegłosowana przez Sejm i wchodzi w życie 1 stycznia 2024 – przeszła całą ścieżkę legislacyjną, nie została zawetowana w Senacie. Tam, pomimo trudności, udało się. Tymczasem ustawa, która wydawała się prostsza – rząd, na okoliczność zabezpieczenia finansowania aktywów, bierze komercyjny kredyt – została odrzucona. Innego sposobu niż ten zaproponowany przez ustawodawców nie było – gwarancje rządowe mogłoby być traktowane przez KE jako niedozwolona pomoc publiczna.
Przed wyborami mogło być jeszcze jedno posiedzenie, ale do niego nie doszło. Dlaczego? Odpowiedź wydaje się trywialna – “jedynki” z list wyborczych pewnie chętnie na takie posiedzenie by przyszły, ale ci, którzy nie znaleźli się na listach, już niekoniecznie. Szansa, by ponownie głosować ustawę, przepadła.
Co teraz?
Troszkę za późno się to wszystko wydarzyło, jesteśmy krok do tyłu. Była jeszcze szansa, by Sejm zebrał się po wyborach, jeszcze przed zaprzysiężeniem nowego rządu, ale już wiemy, że do tego nie dojdzie, więc w tej chwili jedyną nadzieją jest to, że nowy rząd będzie kontynuował prace poprzedników w kwestii NABE.
Niestety, w okresie przejściowym całkowicie zatrzyma się dialog – nie będą działać zespoły trójstronne i RDS, dopóki kompetencje w nowym rządzie nie zostaną podzielone. Nas interesują w tym kontekście resorty związane z energetyką, klimatem, aktywami państwowymi. Jak i pod jakimi szyldami będą one działać, tego dziś nie wiadomo. Ważne, z naszego punktu widzenia, są rady nadzorcze spółek skarbu państwa. Wiadomo, że ich szefowie wybierani są z klucza politycznego – taka jest prawda, choć oficjalnie wszyscy się tego wypierają mówiąc, że zatrudniają fachowców. W pewnej części pewnie tak jest, natomiast jedno jest pewne- spółki też czeka marazm, aż do czasu wyboru nowych władz.
Jakie są w tej chwili największe obawy strony społecznej?
Najbardziej boimy się, że działań zmierzających do powstania NABE nikt nie będzie kontynuował. A klamka zapadła – jako kraj zgodziliśmy się, by implementować unijne dyrektywy, które zmuszają nas do transformacji energetycznej. Niezależnie od tego, kto będzie rządził, nie ma od tego odwrotu – ta koncepcja od samego początku wydawała się jasna. Minęło już sporo czasu, NABE nadal nie ma, a elektrownie pozostają w strukturach grup energetycznych, co skutkuje brakiem możliwości finansowania nowych, zielonych źródeł energii i rozwoju.
Mam nadzieję, że nowy rząd zauważy tę sytuację. W projekt pt. NABE zaangażowaliśmy – nie tylko jako strona społeczna, ale ogólnie, jako państwo – mnóstwo czasu i pieniędzy. Obawy są takie, że gdy jeszcze chwilę będziemy zwlekać, to przedawnią się wyceny i trzeba będzie raz jeszcze za nie zapłacić. Poza tym w bardzo trudnej sytuacji są też pracownicy, którzy nie znają swojej przyszłości.
Stoimy na stanowisku, że niektóre strategiczne decyzje muszą być kontynuowane – nie można drastycznie przerywać pewnych działań, no chyba że są złe. W przypadku NAE raczej nie mamy z taką do czynienia. Myślę, że jedynym wyjściem jest konsekwentne podążanie wcześniej obraną drogą.
Teraz nie pozostaje nam nic innego, jak czekać. By usiąść do stołu musimy mieć partnera.