Magazyn Zmiany, kwiecień/03
W Bukowinie Tatrzańskiej trwa 37. Wyborczy Zjazd Delegatów OZZZPRC. Wśród gości – głównie mężczyźni, ale w tłumie można dojrzeć też panie. Jak to jest być związkowczynią w zdominowanym przez mężczyzn świecie? O to zapytaliśmy cztery ważne w OZZZPRC kobiety.
Marzena Berezowska, ZOZ ZZPRC w Tauron Polska Energia SA oddział we Wrocławiu. Mała liczba kobiet wynika z faktu, że reprezentujemy typowo męską branżę, zauważam jednak, że stopniowo to się zmienia i coraz częściej do spółek energetycznych przychodzą dziewczyny po Politechnice; zostają m.in. elektromonterkami. Zmienia się też podejście pracodawców, którzy dostrzegają kobiety z wykształceniem technicznym i chętnie je zatrudniają; powoli otwierają się też na pracowników 50+. To dobrze, że jest coraz więcej kobiet w naszym otoczeniu, bo przynoszą do firm inne wartości, co zmienia relacje pracownicze. Kobiety są bardziej koncyliacyjne i otwarte na dialog, potrafią słuchać, są uważniejsze na drugiego człowieka, mają duże predyspozycje społeczne. Ja zostałam wybrana na przewodniczącą w swojej organizacji już po raz trzeci. Praca na rzecz ludzi daje ogromną satysfakcję i widać jej efekty, choć oczywiście nie zawsze są one natychmiastowy i taki, jakby oczekiwały tego wszystkie grupy społeczne.
Anastazja Kałuzińska, MZZPRC Huta Częstochowa. Od 25 lat działam w związkach zawodowych – na początku jako obsługa administracyjna, a później jako funkcyjna. Związkowi szefuję od 2021, wcześniej byłam wiceprzewodniczącą. Hutnictwo jako branża nie jest przemysłem lekkim i wymaga predyspozycji fizykalnych – stąd mała liczba kobiet w zakładach, a co za tym idzie – w organizacjach. W naszej kobiety stanowią tylko 10 proc. Jak się pracuje? Koledzy mówią, że jestem wymagająca, konsekwentna, merytoryczna i rządzę twardą ręką, a jednocześnie – jako kobieta – potrafię tonować nastroje i rozwiązywać spory. Przy okazji – tak twierdzą – jest zdecydowanie więcej kultury.
Anna Wesołowska, przewodnicząca MZZPZ w Enea Wytwarzanie. Z roku na rok jest nas, kobiet, coraz więcej, choć nadal mało. Kandydując na przewodniczącą związku mam wrażenie, że kobieta musi zrobić znacznie więcej i wykazać się większą determinacją, by być zauważoną – zwłaszcza w obszarach zdominowanych przez mężczyzn, a branże, które zrzesza OZZZPRC takie właśnie są. Obserwuję, że nasza obecność pomaga w wielu kwestiach. W przypadku sporów głos kobiet – mimo że wypowiedziany zdecydowanie – łagodzi atmosferę dialogu. Bycie związkowcem to bardzo wymagające zajęcie – nigdy się nie kończy po wyjściu z biura. Być może też dlatego kobiet w naszym środowisku jest tak mało – nie jest łatwo pogodzić tak wymagające czasowo zawodowe z obowiązkami domowymi których zazwyczaj mamy więcej – choć i to stopniowo się zmienia.
Małgorzata Pandel, przewodnicząca MZZPRW AMP SA. Dlaczego z OZZZPRC jest tak mało kobiet? Wynika to z charakteru organizacji – po prostu w przemyśle pracuje mało pań, zwłaszcza w tak ciężkiej branży jak koksownictwo. Moja kariera związkowa rozpoczęła się w 1994 roku – zostałam delegatką na walne zebranie delegatów, a po kilku latach objęłam funkcję szefowej związku. Na początku było ciężko i choć nikt nigdy nie mówił mi tego prosto w twarz, po czasie dowiadywałam się od osób trzecich, że panowie rzucają niewybredne komentarze w stylu “baba nami rządzi”. Dziś, po latach pracy, nie mam najmniejszych problemów, zarządzam organizacją, która liczy 530 osób, czuję się liderką i nikt tego nie kwestionuje. Wiele spraw udało się załatwić i wywalczyć. W OZZZRC ukuło się nawet żartobliwe określenie “styl negocjacji na Pandel”; jeżeli już wszystkie argumenty zostaną wyczerpane, to zawsze zostają łzy. Od zawsze dobrze czułam się w męskim towarzystwie – to z pewnością pomaga w tej pracy, tak jak donośny głos – w tej kwestii natura obdarzyła mnie bardzo hojnie.