W czerwcu 1956 roku doszło w Poznaniu do wystąpień robotników. W największych zakładach pracy rozpoczęły się strajki, które zostały brutalnie stłumione przez ówczesną władzę. W społeczeństwie dawało się odczuć symptomy przesilenia. Oczekiwano nowego otwarcia. Przecież czasy stalinowskie bezpowrotnie mijały, czego symbolem było przemówienie Nikity Chruszczowa, w którym potępił on minioną epokę wraz z wszech obecnym kultem Stalina. W Polsce przejawem zakończenia koszmaru stalinizmu była śmierć Bolesława Bieruta. Nic więc nie stało na przeszkodzie, by rozpocząć nowy etap budowy socjalizmu – już bez błędów i wypaczeń. I oto kilka miesięcy później wydawało się, że oczekiwane zmiany następują. Do władzy doszła nowa ekipa pod przywództwem Władysława Gomułki.
Raz zdobytej władzy nie oddamy nigdy!
Nowy pierwszy sekretarz wlał w serca Polaków nadzieję: W ciągu ubiegłych lat nagromadziło się w życiu Polski wiele zła, wiele nieprawości i bolesnych rozczarowań – przekonywał w jednym z przemówień w 1956 roku. Idee socjalizmu, przeniknięte duchem wolności człowieka i poszanowania praw obywatela, w praktyce ulegały głębokim wypaczeniom. Słowa nie znajdowały pokrycia w rzeczywistości. Ciężki trud klasy robotniczej i całego narodu nie dawał nam oczekiwanych owoców. Wierzę, towarzysze i obywatele, głęboko, że te lata minęły bezpowrotnie.
Rozpoczął się okres zwany w historii październikową odwilżą. Nowa władza obiecała amnestię dla więźniów politycznych, ukrócenie samowoli organów bezpieczeństwa, poprawienie stosunków z Kościołem czy ograniczenie cenzury. Jak się potem okazało, obietnice te były jedynie posunięciem taktycznym, w większości niezrealizowanym. W sposobie sprawowania władzy pojawiło się natomiast coś innego. Nagonki. Wspominał o tym Jerzy Urban w rozmowie z Martą Stremecką. Otóż ówczesna władza reagowała histerycznie na afery i wydarzenia kreowane przez ówczesną prasę. Gdy np. rozpisywano się na temat gwałtów, specjalną dyrektywą zarządzano wyrabianie normy wyłapywania gwałcicieli w powiatach. Gomułka uznał, że to jest główny problem Polski – wspomina Urban. Minęły gwałty, zaczęły się afery mięsne. Wawrzecki poszedł wisieć. Skończyło się mięso, zaczęły się skóry, a w aferach skórzanych ludzie dostawali dożywocia.Do czego doprowadził taki styl działania? W konsekwencji do marca 1968 roku. Do jednego z największych w powojennej Polsce „polowań na czarownice”. Ale czemu o tym przypominam? Bo bez znajomości historii trudno zrozumieć teraźniejszość. Trudno zrozumieć działania dzisiejszych aparatczyków, prześcigających się w radykalnym ściganiu wrogów ludu.
Gorliwy neofita
Jan Filip Libicki, senator PO (wcześniej ZChN, a jeszcze trzy lata temu PiS), chce napisać projekt ustawy – jak ją nazywa – antyzwiązkowej. Już na samym poziomie semantycznym mamy do czynienia z nagonką i zwalczaniem. Gdy dodamy do tego wypowiedzi senatora, że będzie walczył ze związkowcami do samego końca – jego lub ich, nie mamy wątpliwości, że demokracja w Polsce jest zagrożona, a przy władzy są ludzie nieodpowiedzialni, czerpiący szeroko z przypomnianego przed chwilą okresu. To przecież Gomułka jest autorem sławnych słów: Władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy.
Wróćmy jednak do wojowniczego senatora. W wywiadzie dla Rzeczpospolitej wyłuszczył on szczegółowo, skąd wziął się jego pomysł na walkę ze związkami: Kiedy Piotr Duda, szef „Solidarności” zapowiada, że nie zamierza negocjować w sprawie elastycznego czasu pracy, związki zawodowe wychodzą ze spotkania w Komisji Trójstronnej i stają się przybudówkami partyjnymi, a związkowcy bronią swoich partykularnych interesów, zamiast dbać o pracowników. W dobie trudnej sytuacji na rynku pracy, to ustawa porządkująca sytuację związków zawodowych jest niezbędna.I dalej: Pracodawcy i związki zawodowe są rywalami wewnątrz funkcjonującej firmy. Absurdalną sytuacją jest więc, że pracodawca musi opłacać tu swoich konkurentów. Należy ulżyć przedsiębiorcom i firmom.
Już w dniu publikacji wywiadu senatorowi odpowiedział Piotr Duda. Na konferencji prasowej w siedzibie Forum Związków Zawodowych zauważył, że senator nie rozumie, czym są związki zawodowe. Bo na pewno nie są one i nigdy nie były rywalami dla pracodawców, ale ich partnerami. Jak widać senator rozumie dialog w podobny sposób jak rząd, co jedynie potwierdza słuszność decyzji reprezentatywnych central związkowych o zawieszeniu prac w Komisji Trójstronnej.
Przewodniczący FZZ Tadeusz Chwałka, zapytany o słowa senatora Libickiego, podchodzi do sprawy w sposób bardziej radykalny. Jego zdaniem senator podejmuje bardzo prymitywną walkę ze związkami zawodowymi i przynosi wstyd polskiemu parlamentaryzmowi. Strona związkowa nie powinna zniżać się do takiego poziomu dyskusji, bo jest to tylko bijatyka na polityczne zamówienie. – Związki działają w ustalonym systemie prawnym i na zasadach prawa. Senator Rzeczpospolitej powinien tego prawa przestrzegać, bo uczestniczy w jego uchwalaniu. Dziś ludzi pracy próbuje się spychać do roli taniej siły roboczej, a gdy się o nich upominamy, wytacza się nam wojnę. Proponuję, żeby pan senator przyjrzał się, jak działają związki w Niemczech lub w krajach Skandynawii i jak tam wygląda partnerstwo z pracodawcami. Wydaje mi się, że senator Libicki nie wie nic na temat, w którym w sposób emocjonalny zabiera głos.
Po reformie uzwiązkowienie nawet 90%
Sławomir Wręga, wiceprzewodniczący Forum Związków Zawodowych i wiceprzewodniczący OZZZPRC uważa natomiast, że zmiany, które proponuje senator mogą pójść – paradoksalnie – w dobrym kierunku i pomóc związkom. Mówi: Państwo polskie nałożyło na związki zawodowe obowiązek reprezentowania wszystkich – bez względu na przynależność związkową. Reprezentujemy więc solidarnie wszystkich ludzi pracy, nie patrząc na to, czy są naszymi członkami i czy odprowadzają składki na którąkolwiek centralę związkową. W zamian umożliwiono nam oddelegowanie naszych działaczy do pracy związkowej z zachowaniem ich wynagrodzenia. Udostępniono również pomieszczenia do prowadzenia działalności związkowej na terenie zakładów pracy – na podstawie umowy pomiędzy związkiem a pracodawcą. Ta regulacja jest dla nas niekorzystna! Dlaczego? Bo znacznie łatwiej byłoby nam reprezentować tylko naszych członków – dla nich negocjować układy zbiorowe pracy i podwyżki. Wówczas zbędne byłoby oddelegowywanie działaczy do pracy związkowej i wydzierżawianie im pomieszczeń w zakładach pracy. Nie mam bowiem wątpliwości, że uzwiązkowienie wzrosłoby z obecnych kilkunastu procent do 70, a może nawet do ponad 90 procent. Wtedy pieniędzy ze składek wystarczyłoby na pensje dla działaczy i na zakup lokali. Podobny system funkcjonuje dzisiaj w krajach skandynawskich. Tam nikt nie ma wątpliwości, że do związku trzeba należeć, bo nikt inny nie wspomoże pracownika w trudnych negocjacjach z pracodawcą. Pracodawcy i rządzący natomiast nie mają wątpliwości, że rozmawiają z równoprawnym partnerem. Dziś w Polsce dialog najczęściej ogranicza się do dwóch stron. I po żadnej z nich nie ma niestety związkowców.
Wręga zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt tej sprawy – na finansowanie organizacji pracodawców, które przecież też są wspierane przez zakłady pracy i korzystają z tych samych ścieżek na fundusze unijne co związkowcy. Stawia więc pytanie, czy przy takim modelu, który zaproponował senator Libicki, społecznie akceptowalne pozostawałoby finansowanie organizacji pracodawców z pieniędzy przedsiębiorstw. Jego zdaniem, logika wskazuje, że wtedy składki na organizacje pracodawców powinni płacić przedsiębiorcy ze swoich, a nie firmowych pieniędzy. Warto również podkreślić, że dzisiaj podział między pracowników a pracodawców jest nie tylko patologiczny, ale również niezgodny z prawem międzynarodowym. Osoba samozatrudniona może według dzisiejszych regulacji zrzeszyć się jedynie w organizacji pracodawców. Tymczasem prawo międzynarodowe stanowi, że do związków zawodowych mogą należeć pracujący. A nie jak w Polsce– pracownicy.
Wygląda na to, że senator Jan Filip Libicki ze swoimi nieczystymi intencjami może jednak zwrócić uwagę na ważny aspekt funkcjonowania związków i jeśli wywoła sejmową debatę na ten temat, to – kto wie – może zrobi pracownikom dużą przysługę. Pan Jezus też przecież wjechał do Jerozolimy na osiołku, by zrobić tam prawdziwą rewolucję, więc nie powinniśmy się obrażać, że to właśnie senator partii rządzącej wnosi do dyskusji tak ważne społecznie projekty.
Wojciech A. Pokora
Artykuł ukaże się w najnowszym numerze miesięcznika Zmiany.