Magazyn Zmiany, marzec/08
– Wywodzę się z produkcji, ostre, dobitne słowa nie są mi obce i mimo że ukończyłem akademię dyplomacji, to bliżej jest mi do prostego przekazu, może czasami nawet wulgarnego, ale bezpośredniego, bez owijania w bawełnę – mówi Dariusz Salamon, szef Sekcji Koksowniczo-Chemicznej, wybrany na nową kadencję w Międzyzakładowym Związku Zawodowym Pracowników Ruchu Ciągłego w JSW KOKS S.A.
Zaczynamy od gratulacji – właśnie zostałeś po raz kolejny wybrany na przewodniczącego organizacji w swoim zakładzie.
Dziękuję bardzo! Przede mną trzecia kadencja.
Czyli osiem lat w roli szefa, ale w organizacji jesteś o wiele dłużej, bo ponad dwadzieścia. Jak zmieniało się w tym czasie podejście do związków zawodowych?
Okoliczności zupełnie się zmieniły. Kiedyś związkowiec musiał umieć głośno krzyczeć, był uważany za człowieka, który się niczego nie boi i głośno dopomina się o swoje, właściwie nie bacząc na nic innego, bez względu na wszystko.
A dzisiaj?
Dzisiaj przede wszystkim liczy się wiedza. Bez znajomości zagadnień prawnych, przepisów niewiele możemy wskórać, niewiele pomóc kolegom i koleżankom – a po to przecież jesteśmy.
To dlatego wciąż się uczysz i podnosisz swoje kwalifikacje?
Tak. Głównie po to, by mieć poczucie że to, co robię, robię dobrze. Od czasu, gdy zostałem przewodniczącym, staram się uzupełniać swoją wiedzę w obszarach, które będę mógł wykorzystać w pracy, dlatego zdecydowałem się na studia podyplomowe z zakresu prawa pracy. Zarządzanie zasobami ludzkimi przybliżyło mnie do zagadnień kierowania zespołem oraz spraw z którymi na co dzień borykają się pracownicy. Od kilku lat specjalizuję się w mediacjach, obecnie stało się to moim hobby. Mam już swój pierwszy sukces w mediacji w sporze zbiorowym zakończonej porozumieniem. Na co dzień nie zapominam, że pracuję w dużej firmie przemysłowej, że jestem inżynierem i muszę myśleć jak inżynier.
Często wracam do 14 tez Williama Edwardsa Deminga, amerykańskiego statysty, który wprowadził nową filozofię jakości do organizacji. Mimo że minęło już trochę lat – Deming zmarł w latach 90. – jego obserwacje i rady są nadal trafne i niezwykle aktualne, szkoda że tak rzadko z nich korzystamy, bo to nic nie kosztuje, a może przynieść wiele korzyści.
Wybory to zawsze czas podsumowań i refleksji. Z czego jesteś najbardziej dumny?
Z tego, że nasz związek pozostaje wierny swoim ideałom, mimo wielu próbom upolitycznienia, przyciągnięcia na którąś ze stron. Tylko apolityczność daje swobodę działań – nie musimy bowiem trzymać się wytyczonych odgórnie ram. Nasza organizacja, chociaż należy do struktur krajowych, nie jest scentralizowana, stąd suwerenne i autonomiczne decyzje, które podejmujemy.
Ostatnio, wspólnie z pozostałymi organizacjami związkowymi, zapewniliśmy pracownikom bezpieczną i spokojną pracę, podpisaliśmy Pakt Gwarancji Pracowniczych, mamy Zakładowy Układ Zbiorowy Pracy – to związkowca cieszy najbardziej.
Czuję się liderem, jestem odpowiedzialny za związek i za zespół, z którym pracuję. Współpracuję ze wszystkimi chętnymi i takimi, którzy zasługują na zaufanie. Wywodzę się z produkcji, ostre, dobitne słowa nie są mi obce i mimo że ukończyłem akademię dyplomacji, to bliżej jest mi do prostego przekazu, może czasami nawet wulgarnego, ale bezpośredniego, bez owijania w bawełnę. Od małego miałem wpajane, że wypowiadane słowa są bardzo ważne, że „nie robi się z gęby trąbki”. Dziś, niestety, doczekałem takich czasów, że dla niektórych wypowiadane przez nich słowa mają bardzo małe znaczenie.
Co masz na myśli?
Przez lata tolerowano ekspansję ludzi związanych z największą organizacją związkową działającą w naszej firmie, organizacją ściśle związaną z obecnie rządzącą partią polityczną. Byliśmy świadkami niezasłużonych awansów. Należy z tym skończyć – chciałbym, by awans w JSW KOKS był zasługą własnej pracy, kompetencji, zdolności, predyspozycji, a nie znajomości, przynależności i giętkiego karku. Stanowisko w zamian za zmianę barw prowadzi do degradacji firmy i wypacza podstawy dobrego zarządzania. Pocieszające jest to, że coraz więcej pracowników ma świadomość, że dłużej tak być nie może, że to się musi zmienić.
To jedno z wyzwań na najbliższą kadencję. A inne?
Wywodzę się z tradycyjnej robotniczej rodziny, od dziecka bliski jest mi temat pracy zmianowej, bo oboje rodzice pracowali na zmiany. Mam świadomość, że ludzie pracujący w tych systemach są nie tylko dyskryminowani na wielu płaszczyznach, ale też okradani z wielu miłych chwil życia rodzinnego. Dlatego będzie to kwestia, której będę poświęcał wiele czasu w nadchodzącej kadencji. Mam też kilka pomysłów związanych z pozapłacowym motywowaniem pracowników, które mogłyby ułatwić życie zmianowcom.
Czego w takim razie życzyć na najbliższe cztery lata?
Jak najmniej fałszywych ludzi na mojej drodze, a jak najwięcej zaufanych współpracowników. U nas, podobnie jak w innych firmach, jesteśmy świadkami zmiany pokoleniowej, musimy nauczyć się komunikacji z młodymi ludźmi, którzy mają zupełnie inne potrzeby niż my kiedyś. Widzę, że młodzi pracownicy są bardziej świadomi, świetnie wykształceni. Niejednokrotnie mają wyższe kompetencje i kwalifikacje od swoich przełożonych, pracowali w wielu firmach, czasami w wielu krajach i mają świadomość, że na Koksowni nie kończy się świat. Załoga się zmienia, ma inne priorytety, i za tymi zmianami trzeba podążać.