Magazyn Zmiany, kwiecień/04
Rozmowa z Tadeuszem Wierzchowskim, przewodniczącym Sekcji Elektrowni na Węgiel Kamienny
Doczekaliśmy się wreszcie prezentacji złożeń transformacji branży elektroenergetycznej w Polsce. Jakie ma Pan odczucia, czytając ten dokument?
Jestem, mówiąc bez ogródek, zdegustowany lakonicznością przekazanych informacji i brakiem konkretów dotyczących tego, jak będzie wyglądała egzystencja spółki NABE. Duża część prezentacji, czyli około 20 stron, poświęcona była powodom, o których wszyscy wiedzą “do wczoraj”. W dłuższej lub bliższej perspektywie może się okazać, że to, co, do wczoraj wydawało nam się podstawą działania Ministerstwa Aktywów Państwowych, jest, mówiąc delikatnie, nie do końca prawdą.
Co ma Pan na myśli?
Prezentacja pokazywała, czemu ma służyć wydzielenie aktywów węglowych, natomiast było w niej za mało konkretów dotyczących przewidywalnego czasu działalności spółki NABE, sposobów jej finansowania, tego, czy spółka będzie miała środki na to, by działać, a później wygaszać bloki. Praktycznie nie było nic o pomocy publicznej po roku 2025, a właśnie tego najbardziej oczekiwała strona społeczna. Nie dowiedzieliśmy się, na jakich zasadach miałoby odbywać się przenoszenie pracowników, kto będzie dla nich pracodawcą. Pytaliśmy o to, ale w odpowiedzi padały same ogólniki. Usłyszeliśmy, że jedna ze spółek przejmie tę rolę, ale nie powiedziano, która i na jakich zasadach (poza lakoniczną informacją o wniesieniu udziałów przez Skarb Państwa).
Na podstawie prezentacji można się domyślać, że skarb państwa przejmie aktywa. Ale jeżeli dzisiaj – w dobie transformacji – ten, kto za nią odpowiada, nie chce powiedzieć, czy wycena będzie się odbywała na podstawie przejmowania zobowiązań finansowych, czy nie, to coś jest nie tak.
Dlaczego informacje podane publiczne są tak pobieżne?
Mam wrażenie, że od samego początku informacje są dawkowane – by nie powiedzieć na raz zbyt dużo. Przedstawiciele ministerstwa od samego początku wiedzą, co i jak chcą zrobić, ale nie spieszą się z pokazaniem całego planu, bo wiedzą, że to wywoła ogromne emocje. Przypomnę, że prezentację mieliśmy zobaczyć w lutym, tymczasem nastąpiło to dopiero teraz, w kwietniu; zakrawa na żart, że na długo wyczekiwanym spotkaniu… nie przekazano żadnych konkretów.
Pytanie brzmi, i chcę, by to mocno wybrzmiało, czy to, co przekazano polskiemu społeczeństwu jest, aby na pewno realizowane? Mówi się, że cała koncepcja transformacji polegająca na wydzieleniu aktywów węglowych jest robiona, by to, co zostanie w spółkach energetycznych, mogło inwestować, zaciągać nowe zobowiązania finansowe na źródła gazowe, źródła OZE, morskie farmy wiatrowe czy też na energetykę jądrową. Natomiast ostatnie informacje prasowe, które mówiły, że z grup zostaną wydzielone tylko obszary wytwarzania energii elektrycznej bez elektrociepłowni i bez obszaru wydobycia węgla kamiennego, przeczy temu. Trudno wierzyć przedstawicielom Ministerstwa Aktywów Państwowych w to, co do tej pory mówili, skoro robią zupełnie coś innego.
Jest ogromna nieufność wśród pracowników. Być może w tej chwili transformacja spółek i przejście obszarów wytwarzania do NABE nie będzie miało negatywnych skutków, ale w długofalowym procesie one na pewno się pojawią; choćby przez to, że dzisiaj obszary wytwórcze będące w poszczególnych grupach energetycznych mogą liczyć na przychody całych grup np. w zakresie możliwości inwestycyjno – finansowych. W momencie, gdy obszar wytwarzania zostanie złożony w jedną całość, będzie mógł działać tylko na podstawie tych przychodów, które sam osiągnie. A jest to określony obszar działalności, która dzisiaj jest obarczona ogromnymi kosztami środowiskowymi. Dość wspomnieć, że koszty emisji CO2 przekraczają koszty samego paliwa. Do 2025 roku spółki, czy obszary wytwarzania, mają określone przychody z tytuły rynku mocy, ale wzrost ceny emisji, CO2 spowoduje drastyczne obniżenie opłacalności; nie wystarczy na cały proces odszkodowawczy, różnego rodzaju programy PDO, programy odpraw, programy transformacji związane z przeszkalaniem pracowników.
Iluzoryczne są, zatem działania ministerstwa, które mówi, że spółka po 2025 roku będzie wymagała pomocy publicznej; wiadomo przecież doskonale, że UE nie będzie na taką pomoc chciała dać zgody. Wydaje się, że mamy dziś do czynienia z definitywnym kresem polskiej elektroenergetyki w zakresie wytwarzania na węglu.
Co dalej?
Trudno powiedzieć, czekamy na konkrety, które powinny wypłynąć z prac ministerstwa oraz ze spotkań i konsultacji społecznych na szczeblu branżowych zespołów trójstronnych. Czy tak się stanie i nie ile te działania będą rzetelne? Tego dzisiaj nie wiadomo.
Strona rządowa przekonuje, że konsultacje były, są i będą prowadzone.
To kpina, rozmawia się tylko z górnikami, a nie z branżą energetyczną, która jest zagrożona ogromną transformacją, likwidacją miejsc pracy – może nie w aspekcie miesiąca-dwóch, ale w aspekcie kilku lat.
Obym się mylił, ale wydaje mi się, że po 2025 roku każdy polski obywatel zapłaci dużo więcej za energię elektryczną. Przy zwiększającym się zużyciu energii elektrycznej nastąpi deficyt mocy. Odstawianie jednostek, których działalność stanie się nieopłacalna, spowoduje konieczność importowania energii, a ona nie będzie tak tania, jak dzisiaj; dzisiaj mamy tzw. rezerwę mocy – możemy, ale nie musimy brać energii spoza granic Polski. Ale jak swojej nie będziemy mieć, wtedy ceny wzrosną i każdy z nas za to zapłaci z własnej kieszeni.
Rząd mówi – postawimy na nowe źródła.
Ale kiedy to nastąpi? Mamy boom na budowę ogniw fotowoltaicznych i energię OZE. A przecież potrzebujemy źródeł, które będą stabilizowały system – dawały energię elektryczną, gdy nie ma energii z tzw. źródeł OZE.
Musi zatem powstać cała gama nowych źródeł, które będą mogły produkować energię elektryczną w okresie od zamknięcia tych starszych bloków opalanych węglem, do momentu uzyskania energii jądrowej – to jest okres minimum 10-15 lat. Dzisiaj mamy w Polsce 63 bloki 200-watowe, większość z nich nie będzie procowała po roku 2028. Mamy do tego jednostki 360-watowe i kilka o mocy wyższej. Polski system elektroenergetyczny jest oparty o 200-setki i 360. Większość z bloków 200 MW w latach 2025-2030 będzie wygaszana – i to nie z przyczyn technologicznych, ale z przyczyn kosztowych – produkcja, przy rosnących kosztach, stanie się po prostu nieopłacalna.
Dla osób niezwiązanych bezpośrednio z elektroenergetyką może się wydawać, że działania związane z transformacją mają sens. Prawda jest taka, że np. w bilansie energii, które musi przeprowadzać URE i Polskie Sieci Elektroenergetyczne, nie wolno brać pod uwagę energii sprowadzanej z zagranicy. Dla zaspokajania potrzeb ludności niezbędny jest taki bilans energii, żeby ze swoich źródeł móc wyprodukować tyle, by wystarczyło. A u nas będzie taki okres, że najstarsze jednostki będą zamykane, a nowych źródeł jądrowych nie będzie. Według fachowców jednostki jądrowe będą gotowe najwcześniej w 2033-35. Ja w to nie do końca wierzę – myślę, że bardziej realny termin to okolice 2040 roku.
Oczywiście super by było, gdyby w polskiej energetyce miks energetyczny był zrównoważony, ale tak nie jest. Jeszcze niedawno 90 proc. energii elektrycznej pochodziło ze spalania węgla kamiennego i brunatnego; dzisiaj to jest 70 proc. i chcemy to znacząco zmniejszać, ale nie mamy nic w zamian. Na energetykę jądrową przyjdzie długo poczekać, na inną nie wiadomo, jak zareaguje UE. Dzisiaj mówi się, że być może energia ze spalania gazu będzie dopuszczona, ale za chwilę może się okazać, że jednak nie, a proces uruchamiania jednostek gazowych wymaga czasu i środków, a później jeszcze taka jednostka musi się zamortyzować.
Jakie są dziś najważniejsze oczekiwania pracowników?
Dla pracowników optymalna wydaje się praca w obecnie funkcjonujących grupach energetycznych. Przecież przez wiele lat poddawani byli reorganizacji, etatyzacji, optymizacji kosztów, szukaniu oszczędności we wszystkich obszarach, również OFW, aby te grupy osiągały jak najlepsze wyniki finansowe. Jeżeli jednak nie byłoby to możliwe, potrzebne są konkretne informacje dotyczące działalności i finansowania spółki NABE w perspektywie 10-15 lat. Najpilniej potrzebujemy rozpoczęcia rozmów i podpisania Umowy Społecznej dla pracowników branży elektroenergetycznej. Trudno uwierzyć, że tysiące ludzi zatrudnionych w polskiej energetyce znajdzie pracę przy wytwarzaniu energii z OZE albo przy montażu tych jednostek – to po prostu nie jest możliwe. Potrzebujemy takich uregulowań prawnych, które zagwarantują zatrudnionym dzisiaj w branży możliwość skorzystania z środków, które Unia Europejska ma wyasygnować w aspekcie programów „solidarnej transformacji”. Domagamy się również takich rozwiązań systemowych, które pracownikom branży, którzy przepracowali 30, 35, czy nawet 40 lat zagwarantują wyższe świadczenia niż przedemerytalne lub zasiłki dla bezrobotnych, które nie nalezą do świadczeń pokaźnych. A w aspekcie wszystkich obywateli potrzebujemy takich rozwiązań, które pozwolą zachować naszą niezależność energetyczną – jako państwa dbającego o dobrobyt obywateli.