Magazyn Zmiany, kwiecień/03
Przez to, że zostaliśmy pozbawieni złudzeń, niepokój wzrasta i pojawia się coraz więcej pytań, na które brak odpowiedzi – mówi o NABE i koncepcji transformacji Krzysztof Kisielewski, przewodniczący OZZZPRC i współprzewodniczący Zespołu Trójstronnego ds. Branży Energetycznej
Jest ogromny bałagan informacyjny – mamy wrażenie, że niektóre kwestie są celowo pomijane w dyskursie publicznym, a inne nadmiernie eksponowane. Z naszego punktu widzenia najistotniejsza jest niepewność, którą czują pracownicy. Mówi się o konsultacjach społecznych, ale wciąż brakuje konkretów, kiedy i czy w ogóle do nich dojdzie. Bez zabezpieczeń, niezależnie od tego, jak cudowne wizje będą roztaczane, transformacja będzie warta tyle, co nic. Potrzebujemy dobrej umowy społecznej – umowy stanowiącej źródło prawa pracy – podpartej ustawowymi uregulowaniami. Mówiliśmy o tym panu Soboniowi, powołując się na przykład górników, ale minister wyraźnie dawał sygnały, że on takiej potrzeby nie widzi.
Niewiele wiemy o NABE. Jaką ta spółka ma perspektywę na przyszłość? Po 2025 roku większość aktywów, które mają tam trafić, stanie się nieopłacalna. Do tego dochodzi szaleństwo związane z opłatami za emisję CO2, które są skandalem na skalę światową. Ceny tak wywindowały, że przewyższają cenę paliwa; prawa do emisji CO2 to towar giełdowy – ani nie możemy nad nimi w żaden sposób panować, ani na ich podstawie szacować biznesu. Jeżeli cena wzrośnie o kolejne 50 czy 7o procent, będzie to zupełny koniec. Dlatego trzeba zadbać o finansowanie działalności spółki i zapieczenie pracowników przed widmem utraty pracy.
Mamy do czynienia z paradoksalną sytuacją – nie mamy ani pieniędzy, ani technologii, a bierzemy się za rewolucję w tak ważnej i strategicznej dla całego państwa branży. To oczywiście kwestia odgórnie sterownej polityki i nakręcania koniunktury na wybrane rozwiązania produkowane w innych krajach, za które będzie trzeba słono zapłacić.
Finalnie transformacja niczego dobrego, z ekonomicznego punktu widzenia, nie wniesie – będziemy mieli deficyt mocy i konieczność eksploatacji nierentownych źródeł, co spowoduje kolejne podwyżki cen. A może jednak warto jednak płacić za emisję CO2 i nie robić rewolucji? Czy takie rozwiązanie w rezultacie nie stanie się tańsze?
Jedna rzecz pozbawiła nas złudzeń; do NABE pójdą aktywa, na które jako pracownicy składaliśmy się przez wiele lat. Sfinansowanie elektrowni Nowe Jaworzno kosztowało nas 10 lat wyrzeczeń – godziliśmy się na nie, bo wiedzieliśmy, że potrzebne jest porządne źródło wytwarzania; teraz elektrownia trafi do NABE, a my zostajemy z niczym.
„Czarne” kopalnie nie trafią do Agencji, prawdopodobnie będą inaczej konsolidowane. Ale górnicy mają gwarancje, których nam nikt nie chce dać. W ich umowie wskazane są źródła finansowania – m.in. Fundusz Sprawiedliwej Transformacji, środki ze zrównoważonego rozwoju czy prawa do emisji CO2. Mamy obawy, że transformacja górnictwa pochłonie wszystkie fundusze, które potencjalnie mogłyby posłużyć nam jako zabezpieczenie pracowników. Przez to, że zostaliśmy pozbawieni złudzeń, niepokój wzrasta i pojawia się coraz więcej pytań, na które brak odpowiedzi. Na dziś wygląda to tak, że energetycy nie mają nic – dlatego ten proces podszyty jest tyloma emocjami. Dopóki nie siądziemy do stołu i nie zaczniemy rozmawiać o konkretach, niewiele się zmieni.
My, jako strona społeczna, wciąż pracujemy i się organizujemy – w najbliższych dniach mamy spotkanie dotyczące NABE i wydzielania aktywów węglowych. 12 maja zaplanowane jest spotkanie z rządem, które – mam nadzieję – przyniesie choć kilka odpowiedzi na pytania, które stawiamy sobie od długiego czasu.